Savoir-vivre w biznesie czyli jak robić interesy z Francuzem

Najlepiej po francusku W Paryżu można spokojnie porozumieć się po angielsku, jednakze na francuskiej prowincji jest pod tym względem o wiele gorzej. Dobra francuszczyzna to furtka do bliższych kontaktów z francuskimi partnerami. Rozluźnia rozmowę i odpręża atmosferę.


Najlepiej po francusku

W Paryżu mozna spokojnie porozumieć się po angielsku, jednakze na francuskiej prowincji jest pod tym względem o wiele gorzej. Dobra francuszczyzna to furtka do bliższych kontaktów z francuskimi partnerami. Rozluźnia rozmowę i odpręża atmosferę. Francuzi doceniają nasz wysiłek, nawet jeśli mówimy po francusku „comme une vache espagnole” (jak hiszpańska krowa). Obywatele V Republiki są na tym punkcie szczególnie wyczuleni. Wynika to z pielęgnowanego nad Sekwaną pojęcia „wyjątkowości kulturalnej” i obrony języka francuskiego. Trzeba jednak dodać, że „biznesowy francuski” obfituje w anglicyzmy.

Najważniejsze pierwsze wrażenie

Francuzi przywiązują ogromną wagę do wyglądu zewnętrznego, zdecydowanie większą niż w innych krajach. Nasz wygląd powinien być klasyczny i schludny. Trzyczęściowy strój, taki jak w Polsce, jest we Francji niemodny. Nad Sekwaną na ogół nie nosi się kamizelek. W środowisku biznesowym od pewnego poziomu, szczególnie zaś w Paryżu, bardzo źle widziane są np. czarne spodnie i szara marynarka. Obie części garderoby muszą być w jednolitym kolorze. Można to zaobserować w metrze w dzielnicy biznesu La Defense, gdzie co rano widać rzeszę niemal tak samo ubranych ludzi. Francuzi niezwykle gustownie dobierają krawat do koszuli. Na ogół noszą szary garnitur, ciemnoniebieską koszulę i bordowy (ciemniejszy od koszuli) krawat. W średnim i wyższym managemencie rozpowszechnione są też spinki do mankietów. Na prowincji za to, kolory ubrań są bardziej krzykliwe – łączą żółty z zielenią, na krawatach pojawiają się esy-floresy, palmy itp.

Pierwsze „rendez-vous d’affaires”

Podczas pierwszego spotkania biznesowego francuscy partnerzy nie oczekują od nas niczego poza… jak największą liczbą dokumentów. Duży plus u Francuzów zyskuje ktoś, kto przychodzi na pierwsze „rendez-vous d’affaires” z dobrze udokumentowaną wiedzą o ich firmie. A dossier o własnej spółce powinno się zmieścić na jednej stronie. Francuzi są bardzo racjonalni, pragmatyczni, dlatego wszystko musi mieć prostą, jasną strukturę. Gdy uda nam się trafić w ich praktyczne gusta, zyskamy w ich oczach opinię poważnego partnera. Nie ma praktyki wręczania prezentów – firmowych długopisów, kalendarzy, notatników – bo Francuzi traktują to jak akwizycję.

Pierwsze spotkanie może się odbyć w sali konferencyjnej przy kawie albo – co się zdarza częściej – przy obiedzie w dobrej restauracji. Przy stole znajomość francuskiej polityki nie jest wymagana, za to potrzebne jest savoir vivre i ogólna umiejętność konwersacji o winach, potrawach itd. Francuzi mają to w genach. Jeśli ktoś jest dobrym kompanem przy stole – tak rozumują – to dobrze będzie się z nim robić interesy.

„Déjeuner d’affaire” czyli obiad biznesowy

Przed posiłkiem serwowany jest aperitif, np. kir, czyli białe wino słodzone syropem (cassis), kir royal (szampan z cassis), pineau (koniak z sokiem winogronowym) lub mocny pastis (najsłynniejsze to Pernaud i Ricard). Trzeba się wykazać przynajmniej podstawową znajomością trunków.

W Paryżu obiad w interesach trwa nie dłużej niż półtorej godziny. Na prowincji może się przeciągnąć do trzech. Francuz pracuje cały dzień. Wychodzi z biura o godzinie dziewiętnastej lub nawet dwudziestej. Zaproszenie na wieczór uważane, więc jest za coś wyjątkowego i świadczy o bardzo bliskich kontaktach. Poza francuską kuchnią modne są egzotyczne restauracje – chińskie, wietnamskie, indonezyjskie lub hinduskie. Ślimaki na maśle i żaby raczej nie wchodzą w grę. To jeszcze jeden pieczołowicie pielęgnowany nad Wisłą stereotyp. Francuzi na ogół mało jedzą, są jednym z najszczuplejszych narodów w Europie. Jeśli już mieliby wybierać, to od ślimaków i żab woleliby zdecydowanie coś o wiele mniej specyficznie francuskiego – ryby.

Francuzi uważają, że wspólne uiszczanie rachunków w restauracji to niecywilizowany zwyczaj. Ogólnie rzecz biorąc, osoba, która zaprosiła, płaci za zamówione posiłki i napoje, ale zdarza się, że bliscy koledzy i przyjaciele partycypują w kosztach. W restauracji nie wzywa się kelnera, wołając „garçon”. Lepiej użyć zwrotu „s’il vous plait”. W czasie konwersacji pieniądze to temat tabu. Francuzow najbardziej bawią ich dowcipy, których bohaterami są ich sąsiedzi – Belgowie, „mangeurs de frites et moules” (zjadacze frytek i małż). O wiele mniej poczucia humoru wykazują słuchając anegdot na swój temat.

Co przeciętny Francuz wie o Polsce i Polakach?

Z reguły niewiele ponad to, że papież Jan Paweł II to nasz rodak, a Lech Wałęsa obalił komunizm. Polska kojarzy się też Francuzom z Holocaustem i milionami biednych rolników, pragnących zagrabić pieniądze wypracowane przez unijnego podatnika. Ponad 1/3 Francuzow nie wie czy w Polsce funkcjonuje system parlamentarny oraz gospodarka rynkowa. Trudno się temu dziwić, skoro na własne oczy nasz kraj widziało tylko 4 procent Francuzów.

Miejmy nadzieję, że coraz dynamiczniej rozwijające się kontakty między biznesmenami znad Wisły i Sekwany zmienią ten negatywny obraz naszego kraju we francuskich oczach.

Zapisz się na nasz Newsletter